[ Spojrzenie z innego aparatu: diablak1223 ]
Przedostatni weekend stycznia 2010 roku okazał się wyjątkowo chłodny. W kolejne noce słupek termometru analogowego, jak również wyświetlacz termometru elektronicznego pokazywały sukcesywnie: -27, -28 i -29 stopni (to ostatnie wskazanie z nocy 25/26 stycznia). I to wszystko nie w jakichś tam Suwałkach, ale ledwie kilkanaście km na pn-wsch. od Warszawy. W niedzielny późny poranek znacznie się jednak ociepliło: temperatura wzrosła do zaledwie -22. :)) Ta optymistyczna tendencja zachęciła nas do zrealizowania planu na niedzielę - wydmowego singletracka lub inaczej: zdobycia korony pasma wydm nieopodal rezerwatu Horowe Bagno ;] Śnieg na takim mrozie jest bardzo śliski i ogólnie przyjemny. Śliskość ta szczególnie daje się we znaki przy próbie opuszczenia wydmy pod kątem 30 stopni. Złaszcza kiedy na dole czekają profesjonalnie zmrożone na tzw. kamień, poprzeczne i dosyć wysokie koleiny śniegu. Na niektórych działają one jak swoista wyrzutnia, wyzwalając w czasie nieskładnego lotu pytania typu: "ciekawe jak teraz radzi sobie Małysz?"... :] Po dotarciu nad zamarzniętą taflę jeziora w rezerwacie, jedna z uczestniczek wycieczki wykonuje tzw. pionowe testy lodowe (PTL) metodą dziugania kijkiem w pokrywie. Męska część wyprawy, wiedziona pradawnym instynktem "jak to, ja nie wejdę?!?" bohatersko wkracza na lód i udaje, że nie słyszy dobiegających z tyłu, niekomfortowych komunikatów "ty wiesz, że z tej dziury wypływa woda?" :)) Na torfowym jeziorku widać jednak ślad nart - postanawiamy jechać nim aż do momentu, kiedy się nagle nie urwie itp. Na szczęście się nie urywa, za to jazda po oglądanym od zawsze z brzegu zbiorniku jest dla mnie bezcenna. :) Powrót wydmami to już sama przyjemność, a pierwsze podmrożenia i mini-odmrożenia dają o sobie znać dopiero przy 20-miutowym postoju na przystanku. Na szczęście obyło się bez amputacji. 5 godzin jazdy po ślicznym śniegu i przy słonecznej pogodzie - rewelka! P.S. Zdjęcia z zaparowanej komórki. :)
|