Trasa: |
Marki, Czarna Struga,
Kąty Węgierskie, Legionowo, Jabłonna, wał wzdłuż Wisły, Nowy Dwór Mazowiecki,
Janówek, Góra, wał wzdłuż Narwi, Dębe, Wieliszew, Nieporęt, Marki. |
Dystans: |
90 km |
Średnia prędkość: |
19,4 km/h |
Maksymalna prędkość: |
31,9 km/h |
Czas jazdy: |
4 godz. 40 min. |
Pogoda: |
Słonecznie, wiatr umiarkowany, temp. ok. +15*C. |
Opis: Wiosna pełną
gębą – aż wstyd siedzieć w domu. W dodatku od rana świeci słońce i wieje
przyjemny zefirek. Wbijam się tedy w strój rowerowy (wywołując przy tym
tradycyjne salwy śmiechu w sztabie) i rozpoczynam jazdę na zachód. Przecinam Puszczę
Słupecką (drogą 632), następnie via Kąty
Węgierskie i Legionowo docieram
do Jabłonny. Tam bocznymi
uliczkami przebijam się na wał
przeciwpowodziowy nad Wisłą. W odróżnieniu od lewobrzeżnego wału w okolicach
Mostu Siekierkowskiego, nie stwierdzam tu żadnych zakazów rowerowania. Wprost
przeciwnie – wałem poprowadzono szlak rowerowy i co jakiś czas stoją tu
wiaty odpoczynkowo-degustacyjne. Górą nasypu wiedzie wygodna dla rowerów
ścieżka – toteż sporo jest na niej rowerzystów. Po prawej mijam ogromne
pole
golfowe w Rajszewie –
miłe dla oka widoki na zadbane hektary zieleni, drzewek i jezior oraz na
warszawskich bogaczy. Dojeżdżam wałem mniej więcej na wysokość Nowego Dworu Mazowieckiego, gdzie
pytaniem o sposób dotarcia do centrum wyrywam pana stróża z popołudniowej
drzemki. Z centrum miasta kieruję się asfaltem do miejscowości Góra, skąd docieram na brzeg Narwi. Po kilometrze jazdy
piaszczystą drogą zaczyna mnie niepokoić nieruchoma natura tej rzeki. Krótka
konsultacja z niedzielnym wędkarzem rozwiewa moje wątpliwości i nie
pozostawia zbyt wielu złudzeń – to nie Narew, lecz Jezioro Górne. Hmnnnn… wycofuję się cichcem do wioski Góra,
skąd – tym razem celnie – trafiam na stosowny wał. Jest dużo
ładniejszy, niż nadwiślański – wiedzie lasami i wzdłuż szerokich
rozlewisk tej rzeki. W dodatku jest prawie bezludny. Po jakimś czasie między
wałem, a rzeką dostrzegam wiele uroczych działek z domkami letnimi. Tu pewnie
odpoczywają warsawiaki. Wał doprowadza mnie do zapory w Dębem, gdzie planuję powylegiwać się nad wodą. Niestety
ponaglający telefon ze sztabu wsadza mnie ponownie na uwierające już mocno
siodełko. Z Dębego - niestety ruchliwymi asfaltami – przez Wieliszew i Nieporęt dojeżdżam do kulminacyjnego momentu wycieczki, czyli do
domu na piwko i grilla. :) |