Trasa: |
Marki, Kobyłka == pociąg == Małkinia, Treblinka, Poniatowo,
Prostyń, Morzyczyn, Sadowne, Kołodziąż, Stare Lipki, Stoczek, Paplin,
Korytnica, Roguszyn, Dobre, Stanisławów, Poświętne, Wołomin, Marki |
Dystans: |
151,4 km |
Maksymalna prędkość: |
34,9 km/h |
Czas jazdy: |
7 godz. 35 min. (łączny czas wycieczki: ~12h) |
Pogoda: |
Upał, +33*C, bezwietrznie |
Opis: Pobudka o
7:00 celem usmażenia jajecznicy. Następnie rowerem na stację kolejową w
miejscowości Kobyłka (ok. 8 km) i dalej pociągiem do Małkini (68 km, odjazd
8:08 – pociąg jedzie od Warszawy Wileńskiej). Jest to klasyczny skład
podmiejski EN57. Pani w kasie
uprzejmie podsuwa mi bilet wycieczkowy o wartości nieco poniżej 9 zł. Z
rowerem można wpakować się na początku lub na końcu składu i przewieźć go za
friko. Wybieram początek i już podróżuję w wesołym towarzystwie kolejarzy
powracających z nocnej zmiany. Wódka, piwo i skręty stanowią podstawę ich walki
z porannym upałem. :) Na szczęście mechanik nie tyka się używek i trzeźwą,
pewną ręką zmienia pozycje nastawnika jazdy, tudzież zbija SHP. Przy okazji mogę się
przyjrzeć z bliska kabinie mechanika – co do tej pory udawało mi się
tylko w wirtualnych symulatorach. Jazda trwa godzinę i niecałe pół. Ludzi
niewiele, wysokiej jakości przeciągi – słowem sielanka. Wreszcie
docieram do Małkini,
gdzie urodził się Stanisław Tym. :) Ale nigdzie go nie ma. Jest za to coraz
gorszy upał, wszystko dookoła wygląda jak pustynny step. Nacieram się więc
kremem z wysokim filtrem UV, zarzucam Cześkową kamizelkę odblaskową, okulary,
kask, rękawice, plecak i w drogę do Treblinki. Pierwsza ciekawostka na trasie
to równie stary co wąski most kolejowy, który obecnie przerobiony jest na
most samochodowy. Ruch odbywa się wahadłowo. Po obu stronach mostu ciągnie
się nasyp kolejowy, ale już bez torów – zlikwidowane lub ukradzione. Robię
zdjęcie Bugu i pedałuję dalej. Po niecałych 30 minutach docieram do Treblinki
i dalej do obozu
zagłady. Obóz robi na mnie w oczywisty sposób przygnębiające wrażenie. Hitlerowcy
wymordowali tu prawie milion osób. Na terenie obozu nikogo nie ma. Prócz mnie
i małego ptaka. Przemieszczam się z rowerem od bramy i rampy kolejowej, gdzie
dowożono transporty Żydów, przez obóz zagłady, obóz pracy przymusowej, aż do
miejsca eksterminacji i symbolicznego cmentarza. Wokół parno i duszno… Po
opuszczeniu obozu wracam się do Poniatowa i tam kontynuuję wycieczkę przez
Prostyń do Sadownego. Trasa
wycieczki przebiega przez Nadbużański Park Krajobrazowy
i wiedzie dalej przez Kołodziąż, Stare Lipki, Stoczek do Paplina. Upał daje
mi się mocno we znaki – czuję pierwsze objawy udaru słonecznego (bóle i
zawroty głowy, nudności). Jest to jednak dopiero połowa trasy. Sytuację
pogarsza fakt, że w mazowieckich wsiach nie sposób kupić Powerade’a. Przez
Korytnicę docieram resztką sił do znanej mi z poprzednich wycieczek trasy Węgrów
– Stanisławów – Wołomin. Zaraz za skrzyżowaniem zalegam w
przydrożnym rowie celem rozważenia sensu dalszej jazdy. Jest marnie – z
nieba leje się smoła. Dzielę w myślach pozostałą część podróży na etapy. Etap
I – do miejscowości Dobre. Udaje się go przejechać na oparach paliwa –
a tam… niespodzianka: stacja benzynowa z Powerade’m w ofercie. Wypicie
tego zbawiennego napoju jak zwykle przynosi pożądany rezultat. Pedałuję coraz
szybciej do Stanisławowa, a potem znanymi sobie skrótami przez Poświętne do
Wołomina i do domu… Podróż
trwała łącznie 12 godzin i odbywała się na drogach praktycznie pozbawionych
ruchu samochodowego (za wyjątkiem odcinka Roguszyn – Stanisławów). Osoby
powracające na rowerze z Treblinki do Warszawy mogą ją znacznie skrócić,
jadąc przez Sadowne, Łochów, Tłuszcz i Wołomin. P.S. Nie
polecam długodystansowych wycieczek w upale powyżej 30 st. C. |