Strona główna bloga

GALERIA: "Podryg zimy nad Wisłą"



DSC02973
Lodowe dzwoneczki, dzyń, dzyń... :)
DSC02975
- Nie dopłyniemy tam, mówię ci! - No jak nie?!?
DSC02977
553 drzewa.
DSC02983
Obserwacja ornitologiczna nr 1: coś drapieżnego?
DSC02988
Płynie Wisła po Mazowszu, hej!
DSC02979
Martwa natura z drzewem.
DSC02990
Motyw drogi.
DSC02991
Obserwacja ornitologiczna nr 2: kormorany?
DSC02996
Nadwiślańskich pejzaży c.d.
DSC02997
Cymbały lodowe.
DSC03002
Cymbały lodowe 2.
DSC03003
Obserwacja ornitologiczna nr 3: czapla?
DSC03004
Cliffy Vistula bank.
DSC03005
Martwa natura z ostrym krzewem.
DSC02966
Tydzień wczesniej z roweru...


W trakcie jednego z naszych ostatnich spotkań, w ramach programu cyklicznej wymiany myśli filozoficznej (o dziwnej nazwie: "Po 2 stronie lustra") zaplanowano cało-najbliższo-niedzielne obcowanie z Wisłą i jej krzaczorami. Do tego zadania podstępnie oddelegowano ekipę w sile trzech chłopa, która nawet niespecjalnie się stawiała, mając myśli zmącone ogromną ilością dymu w knajpie. :] Cóż - 2 dni później trzeba było ponieść konsekwencje pochopnie podjętych decyzji - stawiliśmy się tedy w zimną i wietrzną niedzielę w umówionym wcześniej punkcie Pragi. Następnie przerzucono nas kilkadziesiąt km na północ i desantowano na lewym brzegu Wisły, na wysokości Nowego Dworu Maz. (nie pamiętam dokładnie szczegółów pojawienia się w tamtym miejscu, ale profil trasy z GPS wyraźnie wskazuje na desant z ogromnej wysokości :]). Czule pożegnani przez miejscowego burka odważnie ruszyliśmy w nieznane, gotowi na wszystko, naprzeciw naszemu przeznaczeniu... A konkretnie na krzaczasty brzeg Wisły, gdzie przedzierając się przez gęstwinę gałęzi próbowaliśmy nadążać za naszym przewodnikiem. W chwilach przerwy raczyliśmy się herbatką z termosu (czy co tam kto miał w termosie :]) i obserwowaliśmy nadwiślańską faunę (flora niestety nie dopisała). Towarzyszący nam ornitolog-amator objaśniał znaczenie poszczególnych ptasich treli, tudzież przywoływał z pamięci nazwy obserwowanych ptaków (a dla mnie to i tak wszystkie wyglądały na kormorany - począwszy od łabędzi, a skończywszy na sikorkach. :]) W pierwszej części wycieczki miało miejsce istotne wydarzenie: w trakcie wycofu ze ślepego cypelka w rozlewisku rzeki wypłoszyliśmy niechcący parę saren. Jedna z nich zdecydowała się na ucieczkę tuż obok nas (rozsądne, acz wymagało nie lada odwagi i desperacji), druga niestety wskoczyła do wody i z ogromnym trudem, tratując zapadający się lód i ciężko dysząc dotarła na drugi brzeg zatoczki. Z wrażenia wypadły mi baterie z aparatu - na szczęście wszystko dobrze się skończyło: miejmy nadzieję, że dla koziołka w najgorszym wypadku małym przeziębieniem. W dalszej części wycieczki zwiedziliśmy rezerwat przyrody Wikliny Wiślane, by po jakimś czasie udać się w drogę powrotną obrzeżem Kampinoskiego Parku Narodowego (Nowe Grochale - Cybulice - Sady), nieomieszkując przy tym zwiedzić okolicznych fortów i umocnień. Wreszcie wróciliśmy do samochodów - równie czule przywitani przez wspomnianego już burka. Następnie przerzut do Warszawy i rozproszenie się grupy celem dokończenia niedzieli. Ja zdecydowałem się jeszcze ugasić pragnienie w sympatycznej praskiej "ugaszalni", dokonując w myślach podsumowania wycieczki: dystans to wg GPS około 22 km, choć nie byłbym sobą, gdybym nie napisał, że łącznie tego dnia przeszedłem aż 25 km! :] Pogodę mieliśmy szaro-buro-mizerną z mroźnym wmordewindem, na szczęście humory pozostawały cały czas w doskonałej formie. Inicjator wycieczki, przewodnik i nawigator - niejaki niklos - spisał się na medal, co mu w piwie trzeba będzie pewnie wynagrodzić. Nastrój zdjęć odpowiada mniej więcej jakości pogody - oglądać na własną odpowiedzialność. Mapka gps przebiegu wycieczki: o tu.